wtorek, 17 listopada 2009

Last night in Bangkok

Najlepsze zostawiliśmy sobie na koniec - wydawanie pieniędzy. Krótko relacjonując nasze dzisiejsze poczynania: ISTNY SZAŁ ZAKUPOWY! Już niedługo zobaczycie, co udało nam się wycyganić u ulicznych handlarzy, teraz pochwalimy się tylko jednym zakupem, z którego jesteśmy najbardziej zadowoleni (foto jeszcze z przymierzania):



Szyte na miarę kaszmirowe garnitury, leżą na nas idealnie! Panowie z obsługi zapisali wszystkie nasze rozmiary i namiary - w razie konieczności wystarczy jeden telefon do Bangkoku i po kilku dniach nowiutkie garnitury zostaną dostarczone wprost do domu!



Powoli dociera do nas świadomość, że nasza wycieczka dobiega końca... Rozpoczynamy wielkie pakowanie, jutro z samego rana (przed 7.00) jedziemy z naszym ulubionym taksówkarzem na lotnisko i lecimy znowu do Kuala Lumpur.

Życie jak ...w Tajlandii!

Poniedziałek, to dzień który będziemy długo wspominać! Wynajętą taksówką wyjechaliśmy w kierunku miejscowości Pattaya dość wcześnie, bo o 8.30 rano. Po 1,5 godzinej podróży hi-way'em, nasz zaprzyjaźniony kierowca Juk dowiózł nas szczęśliwie do celu. Wybraliśmy plażę, miły taj z obsługi przygotował nam leżaki i parasole, a po krótkiej chwili byliśmy już w wodzie.





Słońce nas lubi, zawsze gdy znajdujemy dzień na wypoczynek, towarzyszy nam przy tym piękna pogoda, a warto dodać, że to dopiero trzeci dzień plażowania! Mimo to, mamy już dosyć wylegiwania przy 35*C upale.. Po chwili dotarło do nas, że plaża w miejscowości Pattaya to turystyczny bazar przechodnich sprzedawców. Średnio co 2 minuty oferowano nam: lody, owoce, krewetki, wisiorki, obrazki, figurki buddy, "oryginalne" zegarki, okulary, zioła lecznicze, nawet komplet pościeli satynowej, a także usługi - tatuaże, masaże itp.







Ciężko było się opędzić od zaczepek nagabywaczy, a już najmniejszą asertywność w stosunku do nich wykazywał Grzegorz, który kupował prawie wszystko, oczywiście po krótkich (ale owocnych) negocjacjach. Sylwia skorzystała na plaży z wymażonego tajskiego masażu stóp, trwającego całą godzinę. Drogi powrotnej nie pamiętamy, bo zmęczeni kikugodzinnym "wypoczynkiem" przespaliśmy całą trasę.





Jednogłośnie dementujemy nieprzychylne opinie dotyczące tej miejscowości. Plaże są czyste, utrzymane w organizacyjnym porządku. Niestety jednak brak darmowych pryszniców słodkowodnych obniża zdecydowanie standard i wygodę plażowania.

Wieczorne zakupy na Khao San Road możemy zaliczyć do najlepszych w trakcie całego pobytu w Tajlandii. Poszło nam wolną ręką licząc kilkanaście tysięcy bahtów. Łukasz i Grzegorz zamówili dwa wysokogatunkowe, szyte na miarę kaszmirowe garnitury, oraz perfekcyjnie wykonane podróby legitymacji IPA Photo Journalist. W ofercie podrabiaczy można było znaleźć również: Polski dowód osobisty (70% podobieństwa do oryginału), prawo jazdy (wszystkie kraje), legitymację FBI (droga!), a także dyplomy ukończenia renomowanych uczelni. Zakupy dziewczyn to zupełnie inna bajka.. Sylwia i Paula: całe reklamówki ciuchów i innych pamiątek, ale co dokładnie - nie zdradzimy:)