Dzis doczekalismy sie wymazonego nicnierobienia na wyspie Sentosa. Pogoda poczatkowo nie zapowiadala sie plzowo, lecz po dotarciu na miejsce milo nas zaskoczyla. Wyszukalismy sobie najlepsza miejscoweczke pod palmami, przebralismy sie w stroje kapielowe i juz po chwili bylismy w wodzie. A potem boskie lenistwo czyli gazetka, ksiazeczka, olejki i kremy, drzemka popoludniowa- czyli prawdziwy pierwszy dlugi, bo az calodniowy bierny urlop. Poznym wieczorem przypomnielismy sobie, ze oprocz pysznych i soczystych owocow papai nie jedlismy nic. Tak wiec nasze opalone i wypoczete nogi zaprowadzily nas w progi chinskiej kuchni.
Dzisiaj spedzamy ostatni wieczor w Singapurze- w planach jest "zielona noc" ale skonczy sie chyba na smarowaniu spieczonych plecow.
Po 6 wspanialych dniach w tym miescie czeka nas kolejna piekna wyprawa- jutro o 15.00 czasu lokalnego startujemy do stolicy Krolestwa Tajlandii.
Wasz wyjazd za granicę sprawił, że mówicie dziwnym językiem - o jakimś leniuchowaniu, opalaniu, nicnierobieniu, pozytywnych wrażeniach - nie rozumiemy tych wyrazów - prosimy o przetłumaczenie z Waszego na Polski.
OdpowiedzUsuńZabiegana w jesiennej szarości rodzinka B.